piątek, 27 listopada 2015

Zasypani ❄️

Cześć ! 

Wszystko zaczęło się wczoraj wieczorem, kiedy padał śnieg z deszczem. Wracając do domu z pracy, o 2 w nocy cieszyłam się jak dziecko, że pada śnieg z deszczem. Rano nie spodziewałam się tak pięknej niespodzianki.
Kiedy otworzyłam okno, ukazała mi się piękna zawierucha śnieżna, odrazy dostałam kopa do działania. Mój Insu miał trochę kwaśna minę, ponieważ dzisiaj miał trening w wojsku. Perspektywa spędzenia kilku godziny na zewnątrz podczas śnieżycy nie bardzo mu poprawiało humor. Ubrał się ciepło w mundur, zabrał kubek termiczny z kawą i pojechał.

                   
                                   Widok z naszego okna 

Poszłam nakarmić uszakami i zająć się zwykłymi codziennymi czynnościami. Insu zdążył wrócić przemarznięty do domu, a śnieg dalej padał. Tak bardzo zmarzł, że aż schował się razem z Momo pod kołdrą i przysnęli.

Zbliżała się 19, czyli czas zebrać się i wyjść do pracy. Ubrałam się ciepło, uzbroiłam w parasol i wyszłam. Obecnie trwała przerwa w padaniu śniegu, więc połowę trasy przemierzyłam bez większych problemów. Oczywiście nie licząc zasp, śniegu do połowy łydki, dziur, w które wpadałam i całkiem naturalnego jak na takie warunki pogodowe ślizgania się. W połowie zaczęło sypać i wiać na zmianę z każdej strony, rozłożyłam swój lazurowy parasol i dzielnie parłam naprzód, uśmiechając się od uha do ucha. Cały czas towarzyszył mi ruch uliczny. Nagła zima zaskoczyła każdego, dlatego też ślimacze tempo u zazwyczaj rozpędzonych pojazdów ruchu drogowego było zrozumiałe. Nawet wyglądało to dosyć zabawnie jakby ktoś puścił film w zwolnionym tempie. 
Idąc dalej mijałam park, który obecnie jest przeprowadzana rewitalizacja, zawsze o tej porze był pogrążony w ciemnościach. Dzisiaj jaśniał z daleka srebrzystym blaskiem. Weszłam do niego na chwilę, przystanęłam i zaczęłam się rozglądać do około. Nagle ogarnęła mnie absolutna cisza. Na śniegu było brak jakichkolwiek innych śladów. Poczułam się jakbym weszła do Narnii albo na Zimowy dwór.

                   

                   

                   

                   


Właśnie wróciłam do domu z pracy, patrzę przez okno na uginające się od ciężaru śniegu gałęzie. Brak żywej duszy na ulicach. Wszędzie cisza i spokój tutaj u nas. Lecz gdzieś na innym kontynencie panuje wojna, chaos i strach.
Jedyne co mi przychodzi na myśl otulona śnieżną ciszą nie mając wpływu na ten cały chaos to Carpe Diem.

                  


                  
Miłego i pięknego wieczoru !

Buziaki i do następnego ! 

środa, 18 listopada 2015

Polki w Korei -Jeonju

Hej !
Dzisiaj chcę się z Tobą podzielić wrażeniami z odwiedzin. Ponieważ przyjechały do nas na kilka dni dwie Polki. To jak się poznałyśmy, jest trochę zabawne, można powiedzieć magia internetu. Tak od słowa do słowa w sumie przegadałyśmy ostatnich kilka miesięcy. Dlatego, też mój mąż zaprosił je do nas. Z czego się bardzo ucieszyłam, ponieważ dziewczyny są cudowne ! W Polsce też już mnie jakiś czas nie było


Madi i Basi przyleciały do Korei na początku października, dokładnie lądowały w Busan. Tam właśnie spędziły pierwsze dni, następnie z walizkami ruszyły w dalszą podróż po Korei. Dziewczyny odwiedzały inne miasta, zostawały tam na kilka dni. Zwiedzały, próbowały lokalnych specjałów. Między innymi piwo bambusowe, którego można było się napić tylko podczas expo babmbusa w Damyang.


Do Jeonju przyjechały mniej więcej w połowie miesiąca 10.13-10.20. To zdecydowowanie były bardzo radosne dni, pełne wrażeń i polskiego języka :)
W środę po południu około godziny 17:30 razem z Insu odebraliśmy dziewczyny z przystanków autobusowych dalekobieżnych. Następnie pojechaliśmy coś zjeść i do domu. Gdy wtargaliśmy walizki do mieszkania, chciałam najpierw je oprowadzić. Pierwsze co usłyszałam po ściągnięciu butów, to gdzie są uszate dzieciaki. Dlatego w pierwszej kolejności pokonałyśmy kilka stopni na piętro i uszaki poznały swoje nowe cioteczki. O dziwo Momo i Nurungdzi nie byli tacy wystraszeni. Po przywitaniu się z uszakami zwiedziałyśmy dom i dziewczyny zaczęły się rozpakowywać w naszym pokoju. Ponieważ w trójkę spałyśmy w moim i Inus pokoju, a on się przeniósł do salonu.

Wieczorem przyszła teściowa i wypiłyśmy razem herbatę w kuchni. Basi rzuciła się w oczy kolekcja butów Jordan mojego szwagra. Żałowała, że Isu ma znacznie większy rozmiar buta niż ona, ponieważ chciała mu jedną zwinąć. Ciekawe czy przy takiej ilości butów zauważyłby brak jednej pary...Po wieczornych pogaducha z teściową wybraliśmy się z Madi, Basi i Insu do Mannam drugiej restauracji szwagra, która otworzył jakiś czas temu z kolegami.

Zamówiliśmy sałatkę, pizzę trochę alkoholu i dostaliśmy jeszcze frytki ze skrzydełkami. Wszystko wyglądało pięknie! Do tego w smaku było wyśmienite!

                                       Nasze wspaniałości z Mannam :) 


Po wieczornym obżarstwie w Mannam razem ze szwagrem poszliśmy dalej na miasto. Ku mojej uciesze spotkaliśmy naszych znajomych :) Jeden z nich to nasz bardzo dobry kolega, obecnie mieszka w stolicy. Z tego powodu mamy coraz mniej okazji do spotkania. Chłopki wpadli na pomysł, żeby pójść na piwo, dostaliśmy duże kufle z piwem, a ono okazało się jak dla nas (dziewczyn)  smakować okropnie. Zagryzałyśmy je przekąskami, żeby jakoś wypić do końca.Po pogaduszkach i sesji zdjęciowej udaliśmy się do domu. 

                 
                                      Nasza ekipa :)

                 
Rodzinne zdjęcie, nasze ulubione :)
Od prawej Insu (mój mąż, Ja Madi, Basi i Isu(szwagier) 


Zmęczone po nocnych babskich pogaduszkach wreszcie poszłyśmy spać. To dopiero był pierwszy dzień z dziewczynami a przed nami było jeszcze kilka :)  
 Jak to dobrze jest porozmawiać w twarzą w twarz w języku polskim :) 
Buziaki i do następnego ! 

Ps. To był pierwszy wpis o naszy wspólnie spędzonych chwilach. W następnych postach opowiem dalsze przygody :) 
 Lecz obecnie Madi i Basi siedzą na lotnisku w Osace i czekają na jutrzejszy lot do Polski z przesiadką w Amsterdamie. Szczęśliwej podróży i do zobaczenia już niedługo ! <3 



czwartek, 29 października 2015

K-POP Tańce

Cześć jak tam u Ciebie?
U nas już jesień na bogato, liście zmieniają kolory w różne odcienie czerwieni i pomarańczy. Słońce świeci złocistym blaskiem co sprawia, że wszystko jest jeszcze piękniejsze. Oczywiście powietrze się ochłodziło dlatego noce i poranki są zimne, za dnia jest ciepło, jeśli nie wieje :) Dzisiaj, kiedy szłam na tańce było chłodno. Zapisałam się razem z moją koleżanką z Chin na zajęcia taneczne z K-PoP. Przez pierwsze 40min zajęć mamy rozgrzewkę, czyli rozciąganie i ćwiczenia wzmacniające. Natomiast druga część to już uczenie się układów. Czasmi mamy niezły wycisk. Wiek uczestników zajęć jest bardzo zróżnicowany, dzięki czemu mamy tam niezły ubaw.Podczas tych zajęć poznałam więcej Chinek co spowodowało, że teraz większość moich koleżanek to Chinki. Z naszej obcokrajowcowej paczki chodzimy regularnie w trójkę. Pozostałe dziewczyny pracują w biurach i ciężko jest im się wyrwać. Nasza nauczycielka jest super dlatego zazwyczaj wyczekuje poniedziałków i piątków. Z drugiej strony fajnie jest się trochę poruszać. Nie samą pracą człowiek żyje.

Z moimi koleżankami z Chin po zajęciach jeszcze przytomne ;) 

Buziaki i do nasępnego ! 






poniedziałek, 27 lipca 2015

W drodze do pracy.

  Zastanawiam się, od czego zacząć dzisiejszy list. Może na sam początek powiem Cześć i że długo mnie tu nie było. Ostatnie posty zbyt częste nie są...

  Dzisiaj jestem i właśnie idę do pracy. Pracuje w kawiarni od 20-24~1 w nocy.
To kawiarnia w której serwujemy kawy, koktajle, dwa rodzaje radycyjnych herbat, oraz alkohole. Jeżeli chcę pracować to mogę jedynie wieczorami, ponieważ dwa razy w tygodniu chodzę na kurs. Praca jest fajna przychodzą tam ciekawi, starsi ludzie w wieku naszych rodziców albo, młodsi- starsi. Młodzieży, jest mało jak już to tylko na kawę, bo alkohole są droższe, niż w takich normalnych restauracjach, czy barach. Dla mnie to dobrze, bo nikt mnie nie zaczepia. Czasami ktoś zagadnie skąd jestem albo co tu robie, ale to wszystko nikt mnie nie męczy;), Kiedy słyszą, że jestem z Polski to mówią Ooo Polska Lech Wałęsa, Wieliczka, Maria Skłodowska Curie, Auswitz. Wtedy również zaczyna pogawędka o tym, że Polska i Korea ma podobną historie. Odpowiadając na pytanie, „Czy Koreańczycy lubią Polaków ?" Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że „Tak". 
Mała ciekawostka przeglądając różne portale społecznościowe często wyczytuje, że Koreańczycy nie znają angielskiego. Trochę mnie to dziwi. Ponieważ, osoby które poznaję w 80% znają angielski dobrze. Dlatego czasami ułatwia mi to pracę. Też się łapię na tym, że jak ktoś do mnie po angielsku mówi to ja odpowiadam po koreańsku. Albo nie pamiętam słówka po angielsku to mówię je po koreańsku.
Jeśli mam powiedzieć coś o swojej szefowej to jest to cudowne kobieta. Dobra, mądra, przepełniona radościąi i pozytywną energią. Zawsze się o mnie troszczy, pyta się czy może mi pomóc przy pracy domowej. Czasami jak kończymy później pracy np. o 2am to odwozi mnie do domu samochodem albo taksówką. Ma w sobie dużo dobra i ciepła. Bardzo dobrze się dogadujemy, teraz pozwoliła mi stworzyć nową kawę sezonową, tak jak mamy to w naszym kraju. Prace nad doskonaleniem owej kawy nadal trwają, jak wyjdzie idealna to dam posta ze zdjęciami. Również przygotowuję nowe menu, bo trzeba troszku pozmieniać .
Teraz mam dodatkowe zajęcie, poza nauka i domowymi obowiązkami, ciesze się, bo wychodzę do ludzi, poznaje wiele ciekawych osób np. lekarzy, biznesmenów, architektów, profesorów na uniwersytetach, sporo ich jest.
Urbanstey bo tak nazywa się moję pierwsze miejsce pracy, z którego jestem dumna. Może nie jest to praca związana ze studiami jakie skończyłam, ale nie odrazu Kraków zbudowali.

Urbanstey Moja pierwsza praca w Korei :)


ROLKI ! ROLKI ! ROLKI ! Mój ulubiony środek transportu do pracy. Dystans do pokonania to 4 km. Dzięki mojej wspaniałej Mamusi, która wysłała mi rolki z Polski. Mogę teraz sobie śmigać do pracy, zamiast się wlec, a wcale wolno nie chodzę. Po pracy zawsze odbiera mnie Insu, ponieważ jest późno. Teraz mamy porę deszczową, dlatego często to muszę iść na piechotę, ale gdy tylko zrobi się sucho bądź względnie sucho to zakładam rolki i lecę.

Miłego dnia !
Buziaki i do następnego!





poniedziałek, 2 marca 2015

Ostatnie tygodnie


Czasami jest tak, że ubranie swojej codzienności w słowa to nie jest taka prosta sprawa. Tyle chciałabym Ci pokazać, że zazwyczaj nie wiem, od czego zacząć.

Ostatnie tygodnie zleciały szybko przyszła zima i święta. Mieliśmy choinkę i wieczerze wigilijną, przygotowałam dwie sałatki, pierogi, krokiety, barszcz. Ze względu na rodzinkę na stole pokazało się mięsko i szwagier przyniósł z pracy pizze. 
Nasz świąteczny dom i wieczerza. 


Muszę przyznać, ze śniegu zimną spodziewałam się więcej. Ponieważ lubię, kiedy pada śnieg zwłaszcza duże płatki i jest go po prostu dużo. Teraz już prawie wiosna za oknem, temperatura czasami spada poniżej zera, dni stają się dłuższe. Taka pogoda zwiastuje budzącą się z zimowego snu matkę naturę.W grudniu skończyłam kurs egzaminem, który zaliczyłam i obecnie jestem na poziomie 2, który staje się trudniejszy. Wiem, że tylko dzięki ciężkiej pracy i wytrwałości mogę osiągnąć swój cel. Czyli biegłe posługiwanie się w piśmie i mowie językiem koreańskim.

Moja grupa teraz jest liczniejsza. Mam w klasie 18 Wietnamek, 1 Chinkę oraz jestem ja. W klasie siedzę w pierwszej ławce z Chinką i Wietnamką, są to moje najlepsze koleżanki na kursie. Reszta dziewczyn zazwyczaj rozmawia głośno w swoim ojczystym języku, tylko kiedy może, a my nie mamy wyboru i gawędzimy sobie po koreańsku. Wraz z nową liczniejszą klasą mam również nową nauczycielkę. Po kilku lekcjach, które teraz mamy dwa razy w tygodniu we wtorki i czwartki od 13 do 17. Mogę przyznać, że nowa nauczycielka bardziej mi odpowiadam, kładzie duży nacisk na gramatykę i zawsze tłumaczy kilka razy. Na każdych zajęciach powtarza gramatykę z poprzednich zajęć. Do tego również pilnuje, żeby wszyscy zrozumieli znaczenie słówek, poznanych podczas danej lekcji. Przygotowuje nam sprawdziany na 2 kartki formatu A4 z danego rozdziału z gramatyki. 

Dzisiejszy dzień upłynął na nauce oraz treningu z Ewą Chodakowską. Otrzymałam dzisiaj paczkę od Magdy prezenty są wspaniałe i nie mogę przestać się uśmiechać.


Prezenty od Magdy. 

Magdaleno bardzo dziękuję za wspaniałą niespodziankę:)
Ściskam mocno:) Do następnego.
Ps. Jak tobie minęły ostatnie tygodnie ?


poniedziałek, 24 listopada 2014

Deszczowa pogoda

   Jak w każdy poniedziałek wybrałam się na kurs koreańskiego. Tego dnia zawsze jadę i wracam autobusem. W pozostałe dwa dni rano jadę ze szwagrem do restauracji i tam czekam 2 h i idę na kurs.
Zaczyna się  o 13:00 i trwa do 16:00. 
   Wyszłam na autobus tak ja zwykle a nawet trochę wcześniej, oczywiście żeby się nie spóźnić. Tylko jak można spóźnić się na autobus skoro coś takiego jak rozkład jazdy nie istnieje. W internecie i na przystankach oczywiście cała trasa z nazwami przystankówjest rozpisana. Niestety zapomnieli rozpisać godzin. 
A może chcieli uniknąć opóźnień autobusów ?
Szczerze to nie mam pojęcia. 
Wygląda to tak, że idziesz na przystanek autobusowy i czekasz. 
Mają tutaj takie monitorki który pokazuje numer autobusu i za ile minut przyjedzie oraz pod spodem pokazuje które autobusy teraz podjeżdżają.



Moje autobusy to 355 który z mojego przystanka jedzie cały czas prosto do censtrum. Jeszcze mam 385 który jedzie dłużej i trochę bardziej pokrętną drogą.  Czekałam na którykolwiek z tych dwóch delikwentów 40 min. Przyjechał 385 jechałam trochę dłużej,ale dotarłam na zajęcia. 
Chyba dzisiejszy deszczowy dzień spowodował wybrakowany rozkład jazdy. 
Dobrze, że w drodze powrotnej 355 kursował.
Pogoda mi nie przeszkadzała bo lubię kiedy pada.

Moje ulubione miejsce na zakupy. 
W drodze na autobus cały czas prosto i przy głównej ulicy skręcam w prawo. 

Jak moge wubrać między tym a galerią to zdecydowanie wybieram ten pasaż, który jest dosyć spory. 
Dzięki deszczowej można zrobić zakupy bez tłoku jak dla super sprawa.

   Trochę zmarznięta i z głową pełną wiedzy wróciłam do domu. Przutuliłam uszaki, przebrałam się i poszliśmy na obiad z mężem, szeagrem i przyjacielem.

KOREAN BBQ :D
Na ogniu dzisiaj  był boczek. 

Teraz idę już spać a Tobie miłego dnia bądź wieczoru.

Ściskam mocno ! 

Ps. 
Muszę dodać małą aktalizacje, znalazłam rozkład jazd !
Pobawiłam się przyciskami od monitorkiem i każdy autobus ma swój rozkład jazdy. 




piątek, 12 września 2014

Wedding Center 2

Cześć !
Powiem ci szczerzeto było lenistwo z brakiem pomysłów jak sklecić zdania. Powinnam być bardziej systematyczna a tymczasem, moja systematyczność poległa z kretesem.
Przepraszam za tą długą nieobecność, postaram się być bardziej ogarnięta i zmotywowana, bo przecież ty poświęcasz swój cenny czas na czytanie moich wypocin.

Chciałam Tobie opowiedzieć o ślubie na którym byliśmy jakiś czas temu w Wedding Center. Był to drugi ślub w Wedding Center, na jakim byłam i wrażenia są zupełnie inne.
Zacznę od tego, że przed wejściem nie było tłumów. Tylko stały hostessy i wszystkich gości witały, do tego na parterze panowała praktycznie cisza, grała muzyka. To było miłe zaskoczenie. Wjechaliśmy na piętro ruchomymi schodami i dołączyliśmy do naszej rodziny. Były ciotki, wujki, kuzyni i kuzynki oraz dwa moje ulubione urwisy, z którymi bawiłam się przed rozpoczęciem ceremonii.
Sama uroczystość przebiegła niemalże identycznie z tą różnicą, że tu było jeszcze krojenie tortu i karmienie się nim tak jak to jest u nas na weselach i chyba w większości krajów. Drzwi może były otwarte od sali, ale na zewnątrz nie panował gwar wręcz przeciwnie cisza i spokój. Więc można było spokojnie skupić się tylko na uroczystości. W sali praktycznie wszyscy goście byli cicho i skupiali swoją uwagę na młodej parze. Po złożeniu sobie przysięgi, pokłonach dla rodziców, usłyszeniu piosenki w wykonaniu jednego z krewnych oraz po jedzeniu tortu. Młodzi przeszli się po wybiegu krocząc radośnie wśród oklasków, wiwatów obrzucani konfetti i płatkami róż.
Oczywiście też były zdjęcia, tak jak poprzednio fotograf wołał po kolei gości. Po zrobieniu sobie grupowego pamiątkowego zdjęcia poszliśmy do bufetu.
Gdzie też tłumów nie było i spokojnie mogliśmy usiąść wszyscy blisko siebie.
Później pojechaliśmy do domu rodzinnego pana młodego, zabraliśmy ze sobą ciocię, która była naszym pilotem. W domu wszyscy jedli, pili, rozmawiali śmiali się, a ja bawiłam się z dzieciakami w ogrodzie.
Tak w rodzinnym gronie zleciał nam cały dzień, nim się obejrzeliśmy, trzeba było wracać do domu.

Teraz to mam bardzo mieszane uczucia, jeżeli chodzi o śluby w Wedding Center. Wiem jedno, że zdecydowanie podobała mi się ta uroczystość zresztą mężowi też, a on tak samo, jak i ja nie jesteśmy fanami Wedding Center.
 

A jak tam  Ciebie ?  Lato się już kończy czy masz już u siebie pierwsze oznaki jesieni ?