poniedziałek, 24 listopada 2014

Deszczowa pogoda

   Jak w każdy poniedziałek wybrałam się na kurs koreańskiego. Tego dnia zawsze jadę i wracam autobusem. W pozostałe dwa dni rano jadę ze szwagrem do restauracji i tam czekam 2 h i idę na kurs.
Zaczyna się  o 13:00 i trwa do 16:00. 
   Wyszłam na autobus tak ja zwykle a nawet trochę wcześniej, oczywiście żeby się nie spóźnić. Tylko jak można spóźnić się na autobus skoro coś takiego jak rozkład jazdy nie istnieje. W internecie i na przystankach oczywiście cała trasa z nazwami przystankówjest rozpisana. Niestety zapomnieli rozpisać godzin. 
A może chcieli uniknąć opóźnień autobusów ?
Szczerze to nie mam pojęcia. 
Wygląda to tak, że idziesz na przystanek autobusowy i czekasz. 
Mają tutaj takie monitorki który pokazuje numer autobusu i za ile minut przyjedzie oraz pod spodem pokazuje które autobusy teraz podjeżdżają.



Moje autobusy to 355 który z mojego przystanka jedzie cały czas prosto do censtrum. Jeszcze mam 385 który jedzie dłużej i trochę bardziej pokrętną drogą.  Czekałam na którykolwiek z tych dwóch delikwentów 40 min. Przyjechał 385 jechałam trochę dłużej,ale dotarłam na zajęcia. 
Chyba dzisiejszy deszczowy dzień spowodował wybrakowany rozkład jazdy. 
Dobrze, że w drodze powrotnej 355 kursował.
Pogoda mi nie przeszkadzała bo lubię kiedy pada.

Moje ulubione miejsce na zakupy. 
W drodze na autobus cały czas prosto i przy głównej ulicy skręcam w prawo. 

Jak moge wubrać między tym a galerią to zdecydowanie wybieram ten pasaż, który jest dosyć spory. 
Dzięki deszczowej można zrobić zakupy bez tłoku jak dla super sprawa.

   Trochę zmarznięta i z głową pełną wiedzy wróciłam do domu. Przutuliłam uszaki, przebrałam się i poszliśmy na obiad z mężem, szeagrem i przyjacielem.

KOREAN BBQ :D
Na ogniu dzisiaj  był boczek. 

Teraz idę już spać a Tobie miłego dnia bądź wieczoru.

Ściskam mocno ! 

Ps. 
Muszę dodać małą aktalizacje, znalazłam rozkład jazd !
Pobawiłam się przyciskami od monitorkiem i każdy autobus ma swój rozkład jazdy. 




piątek, 12 września 2014

Wedding Center 2

Cześć !
Powiem ci szczerzeto było lenistwo z brakiem pomysłów jak sklecić zdania. Powinnam być bardziej systematyczna a tymczasem, moja systematyczność poległa z kretesem.
Przepraszam za tą długą nieobecność, postaram się być bardziej ogarnięta i zmotywowana, bo przecież ty poświęcasz swój cenny czas na czytanie moich wypocin.

Chciałam Tobie opowiedzieć o ślubie na którym byliśmy jakiś czas temu w Wedding Center. Był to drugi ślub w Wedding Center, na jakim byłam i wrażenia są zupełnie inne.
Zacznę od tego, że przed wejściem nie było tłumów. Tylko stały hostessy i wszystkich gości witały, do tego na parterze panowała praktycznie cisza, grała muzyka. To było miłe zaskoczenie. Wjechaliśmy na piętro ruchomymi schodami i dołączyliśmy do naszej rodziny. Były ciotki, wujki, kuzyni i kuzynki oraz dwa moje ulubione urwisy, z którymi bawiłam się przed rozpoczęciem ceremonii.
Sama uroczystość przebiegła niemalże identycznie z tą różnicą, że tu było jeszcze krojenie tortu i karmienie się nim tak jak to jest u nas na weselach i chyba w większości krajów. Drzwi może były otwarte od sali, ale na zewnątrz nie panował gwar wręcz przeciwnie cisza i spokój. Więc można było spokojnie skupić się tylko na uroczystości. W sali praktycznie wszyscy goście byli cicho i skupiali swoją uwagę na młodej parze. Po złożeniu sobie przysięgi, pokłonach dla rodziców, usłyszeniu piosenki w wykonaniu jednego z krewnych oraz po jedzeniu tortu. Młodzi przeszli się po wybiegu krocząc radośnie wśród oklasków, wiwatów obrzucani konfetti i płatkami róż.
Oczywiście też były zdjęcia, tak jak poprzednio fotograf wołał po kolei gości. Po zrobieniu sobie grupowego pamiątkowego zdjęcia poszliśmy do bufetu.
Gdzie też tłumów nie było i spokojnie mogliśmy usiąść wszyscy blisko siebie.
Później pojechaliśmy do domu rodzinnego pana młodego, zabraliśmy ze sobą ciocię, która była naszym pilotem. W domu wszyscy jedli, pili, rozmawiali śmiali się, a ja bawiłam się z dzieciakami w ogrodzie.
Tak w rodzinnym gronie zleciał nam cały dzień, nim się obejrzeliśmy, trzeba było wracać do domu.

Teraz to mam bardzo mieszane uczucia, jeżeli chodzi o śluby w Wedding Center. Wiem jedno, że zdecydowanie podobała mi się ta uroczystość zresztą mężowi też, a on tak samo, jak i ja nie jesteśmy fanami Wedding Center.
 

A jak tam  Ciebie ?  Lato się już kończy czy masz już u siebie pierwsze oznaki jesieni ?

środa, 9 lipca 2014

Koreańska kuchnia i Ja --> 감자 수제비

Witaj !

Jak tam u Ciebie?

Dzisiaj na obiad mieliśmy  taką pyszną zupę. Normalnie pychota, niebo w pyszczku. Nazywa się ona 감자 수제비 (Gamja sujaebi). Jest zupa z  koreańską bazą do zup, ziemniaczanymi kluseczkami i warzywami. 
 Najfajniejsze jest, że składniki powinny być dla Ciebie dostępne. 
Może się skusisz i ugotujesz. 

W Korei praktycznie do większości zup nie mięsnych używa się wcześniej ugotowanej bazy.
Składniki:
  • suszone rybki 멸치  (myul chi)(garść)
  • glony 
  • rzodkiew japońska (plaster 2-3 centymetrowy) jeśli jest ona chuda to można dodać 2-3 plastry 
  • por (opcjonalnie) 
  • woda 1 l
Przygotowanie:
 Do garnka wlać wodę dodać umyte rybki,glony, rzodkiew, por wszystko zagotwować. Po dojściu do temperatury wrzenia gotować jeszcze 5 min na mniejszym ogniu.
 Jeśli cały wywar  odrazu wykorzystuję to po prostu go przecedzam do innego garnka i gotuję zupkę. A jeśli chcę mieć na później no to czekam aż ostygnie biorę butelkę, lejek i siteczko przecedzam, zakręcam i do lodówki tak może stać kilka dni. 
Suszone rybki, rzodkiew japońska i glony.

Ja jakoś specjalnie nie przepadam za zapech podczas gotowania, ale zupy z użyciem tej bazy są bardzo smaczne. Nie jestem pewna czy dostaniesz te rybki w sklepieq, a jeśli nie specjalnie przepadasz za takimi morskimi smakami to chyba można użyć zamiast tego wywaru wody i kostki rosołowej. Bynajnmniej tak mi się wydaje. Osobiście polecam zrobić z tą bazą rybno-glonową.

Jak już jest baza no to trzeba lecieć dalej z tematem. 

Składniki  do kluseczek:
  • 2-3 ziemniaki
  • mąka
Przygotowanie:
Wiadomo trzeba obrać i umyć ziemniaczki. Następnie potrzebna będzia tarka i zetrzeć je na tych najmniejszych chropowanych oczkach, tak żeby wyszła papka, dodać mąkę wymieszać i gotowe. 
Kluseczki przed dodanie do zupy. 

Składniki warzywa do zupy:
  • ziemniaki 3 szt. 
  • pół bądź jedna mała marchewka, chyba że jesteś marchewkowym maniakiem to możesz dać więcej. 
  • pół cebuli
  • kilka ząbków czosnku
  • pół papryki żółtej
  • pół papryki czerwonej, 
  • pół cukini
  • kilka pieczarek ( opcjonalnie)
  • por 
  • szczypiorek
  • zielona ostra papryczka 
  • sól do smaku
  • sezam do posypania w miseczce
Prawda jest taka, że ważywa możesz dodać jakie lubisz. Ważne, żeby je pokroić w plasterki, półntalarki , ćwiartki, cienkie paseczki.

Przygotowane warzywa.

Przygotowanie:
W trakcie gotowania wywaru przygotować warzywa. 
Wywar już jest ugotowany i przecedzony dodać pokrojone w  pół talarki ziemniaczki i gotować. Kiedy ziemniaczki są już taki miększe a woda zacznie wrzeć można dodać kluszeczki. Ja z teściową robię klueczki rękami. Bieżemy miseczkę z wodą zamaczamy palce nabieramy trochę ciasta kluseczkowego do rąki i rwiemy je do zupy. Jeśli tobie jest wygodniej możesz zrobić to łyżką. Po chwili trzeba zupkę zamieszać. Jak kluseczki są już prawie gotowe to dodać wcześniej już przygotowane warzywa i gotujemy, aż wszytsko będzie miekkie.

Już prawie gotowe. 

Na koniec dodać soli do smaku.
Zamieszać wlać do miseczki posypać sezamem i gotowe. 

Łyżka w  dłoń i wsuwamy :) 
Smacznego :)

Ps. Pisanie przepisów z paięci to chyba nie jest Moja specjalność, ale mam nadzieje, że dasz radę coś z mojej bazgraniny ugotwać i będzie Tobie smakować. 

Buziak ! 

sobota, 28 czerwca 2014

Poniedziałek - Wtorek

Cześć!

Mam dziś dla Ciebie małe poniedziałkowo - wtorkowe sprawozdanie. Bardzo fajne dwa dni, bły też miłe niespodzianki. 

Jak w każdy poniedziałek szwagier miał wolne i ten wolny dzień chciał wykorzystać i pojechał do swojej dziewczyny ( do innego miasta). My zaś pojechaliśmy  na zakupy, kupiłam sobie kilka fajnych kosmetyków. około godziny 17 patrze a tu szwagier już przyjechał. Zdecydowanie za wcześnie jak na niego.  Po chwili z zadrzwi pojwiła się jego dziewczyna. O jej, ale się ucieszyłam, bo my się zakumplowałyśmy.
Jak to my odrazu ploteczki,  rozmawiając po koreańsku i angieslku. 

Po 18 przyjechała teściowa, która pierwszy raz widziała szawagra dziewczynę, więc było oficjalne zapoznanie się. Obiad wszyscy pojechaliśmy zjeść na mieście. 


Zupa kimczki z kiełbasą i wołowiną. Do tego ryż i doddatki. 

Po obiedzie teściowa podwiozła nas do  "2AM" restauracji naszego przyjaciela i wróciła do domu.  Zamówiliśmy jakieś procenty. Po czym dostaliśmy dwie butelki piwa i jedno soju, dzbanek i cytryne pokrojoną w plasterki. Nasz przyjaciel potwierał butelki wlał wszystko do dzbanka dodał cytryne i wymieszał. Rozlał do kieliszków i napiliśmy się za spotkanie. Mmmmm to było pyszne !
 Musisz sprubować kiedyś ten przepis:
  • 2 butelki piwa Bernini
  • 1 butelka soju koreński alkohol 20% dla mnie samakuje jak wódka rozcieńczona wodą (ale śmiało możesz zastąpić to wódką tak gdzieś ze z 1,5 szkl wlej).
  • pół cytrtny pokrojonej w plasterki
      Dodatkowo
  • dzbanek 
  • mieszadełko
  • kieliszki 
Smacznego % :)

Na dole po lewej nasz pyczny drink a tuż obok carbonara.
by 2AM Restaurant

Coś co mnie bardzo miło zaskoczyło, kluczyki do samochodu naszego przyajciela a przy nich breloczek " I love Poland".Zresztą co chwile sam to mówił.  Jak to zobaczyłam i słyszałam zrobiło mi się bardzo miło. To fajne uczucie kiedy mieszka się daleko od domu a ktoś z towoich znajomych chce Tobie pokazać, że też kocha twój kraj.

Na zdjęciu szwagier, jego dziewczyna  no i Ja.

Do domu nie mieliśmy daleko to wróciliśmy na piechotę. A wiodomo Piłeś nie jedź, do tego nie mieliśmy samochodu bo ja wcześniej już wspominałam przywiozła nas teściowa.
Zresztą wieczorny spacerek gdy jest ciepło to fajna sparawa. Krocząc pustą ulicą zauważyłam, że niedługo będzie otwarcie restauracji "Iza..."(dalszą część nazwy jak widać zakryłam łapką)  oczywiście trzeba było to uwiecznić na zdjęciu.
Gdy już wróciliśmy do domu jeszcze pogadaliśmy i poszliśmy spać. I tak nam przyjemnie zleciał poniedziałkowy dzień.


We wtorek rano  po 10 szwagier szedł do pracy a Da-eun wracałą do domu. Pożegnaliśmy się oczywiście padło " See you soon".
Wiesz, że to "see you soon" nastąpiło szybciej niż się spodziewałam. Ponieważ po 16 szwagier dzwoni i mówi, że ktoś jest w drodze do naszego domu. Myślałam, że kurier z kolejną parą butów dla niego. Lecz jednak okazało się że, przed drzwiami stała 다은
Da-eun Jak przyszła to malwałyśmy paznokcie jak to baby. Szwagier wrócił  z pracy po 17  a na obiad wszyscy zamówiliśmy pizze.
Wieczorem poszliśmy na coś zimnego, owocowego, lodowego coś pysznego!

팥빙수 사진 

Uwielbiam ! przepyszne jedna miseczka na trzy- cztery osoby wystarczy, żeby się ochłodzić i osłodzić. Tym razem już nie szyliśmy na piechotę tylko autkiem.
Oczywiście wygłupy z aparatem też były no jak to my.

Da-eun i Bella.

Dobrze się dogadujemy, lubimy te same filmy i aktorów nasz jeden z uubionych filmów to "A-jeo-ssi. Można go zobaczyć online z polskimi napisami, może się skusisz i oglądniesz coś azjatyckieg.
  To bardzo fajnie uczucie jest znaleźć kogoś tak samo pozytywnie zakręconego jak ty zwłaszcza gdy się jest dalego od domu. Gdy wiesz, że przyjaciele też wyemigrowali do innych krajów.



Jutro w sumie to już dzisiaj jedziemy na ślub. Ciekawe czy zmienie zdnie o ślubie w Wedding Center. Dam Tobie znać.

A Ty jakie msaz plany na ten weekend ?

czwartek, 19 czerwca 2014

Wedding Center

Witaj !

   Dzisiaj Tobie opowiem o tym jak byliśmy na ślubie naszych znajmych w Centrum Ślubów. Moje wrażenia mieszane, ale o tym na końcu. Najpierw opowiem co widziałam. 
  Chyba muszę zacząć od tego, że się spóźniliśmy ponieważ utkneliśmy w korku, do tego jeszcze był zrobiony objazd i żeby nie przyjść na koniec ceremonii zaporkowaliśmy kawałek od samego centrum i podeszliśliśmy pieszo.
Cała zirytowana i co chwile marudząc, że się spóźnimy (czego bardzo, bardzo nie lubie) szłam z Insu do budynku do którego wchodziło i wychodziło pełno ludzi. Na parking znajdującu się przed wejściem cały czas przybywały samochody i go opuszczały. Budynek był z zewnątrz oszklony, miał z dwa - trzy  może cztery piętra. Tak praktycznie każde centrum ślubne wygląda. Do samego wejścia prowadziły kilku stopniowe schody. Upodnurza których stali między innymi palacze, i inni goście czekający na pozostałą część rodziny i przyjaciół. Dobrze, że drzwi były duże bo ruch był spory. My też przed wejściem spotkaliśmy naszych znajomych i razem weszliśmy do środka. Trochę się pocieszyłam tym, że nie tylko my się spóźniliśmy. 
Po wejściu do budynku ogarnoł mnie totalny chaos, panowało czyste szaleństwo jak w centrum handlowy w święta. 
   Niemalże na wprost wejścia na małym podwyższeniu grały trzy dziewczyny, jedna na fortepianie, druga na skrzcach i trzecia na wiolonczeli. Zaraz obok było małe stanowisko z ozdobami na samochód, płatkami róż aby obsypać młodą parę. Sprawdziliśy na monitorach do której sali musimy się udać. W takim centrum ślubnym odbywa się kilka ślubów naraz a zapewne po ślubie naszych znajomych był kolejny. Przeciskając się przez rozgadany tłum dotarliśmy do właściwej sali. 
   Przed wejściem był stolik za którym siedziało dwóch chłopaków i przyjmowali kerty z pieniędzmi. Daliśmy naszą i dostaliśmy bileciki do bufetu. Obok na sztaludze stało zdjęcie młodej pary z sesji. 

  Sama uroczystość jak weszliśmy do środka już trwała, wielkie drzwi stały otworem, a goście wchodzili i wychodzili, rozmawiali i odniosłam wrażenie, że nie są zbyt zaintreresowani tym co się dzieje z przodu. Goście strojre mieli różne od tradycyjnych strojów poprzez eleganckie sukienki kotajlowe do trampek i dresów.
   Na środku był wybiek który prowadził aż do "ołtarza" u podnóża którego stała młoda para. Po obu stronach wybiegu  było ustawionuch kilka okrągłych stolików przy których siedzieli goście. My staliśmy z tyłu. Praktycznie nic nie było słychać, jedynie chałas z korytarza i gadających do okoła gości. Gdy skończyli składać sobie przysięgę to została puszczona prezezentacja multimedialna, taka co zazwyczaj u nas na weselach się puszcza. Później młodzi oddali szacunek rodzinom,  poprzez pokłon, a następnie jeden z gości zaśpiewał piosenkę oczywiście o miłości.
Po czym nowożeńcy przeszli się po wybiegu zostali obsypani konfetti i płatkami róż, wrócili spowrotem i fotograf po kolei wołał do zdjęć, rodzina panny młodej, pana młodego, znjaomi rodzin, przyjściele. Musieliśmy chwile poczekać na swoją kolej, a następnie poszliśmy z ze znajomymi do góry jeść. Była to wielka sala bankietowa w której było również głośno, wszyscy goście byli wymieszani, każdy siadał gdzie było wolne miejsce. Więc młode pary musiały najpierw w tłumie gości odnaleźć swoich krewnych i znajomych aby podziękować za przybycie. A kiedy goście się już najedzą to wracają do domu, bądź idą świętować z młodymi gdzieś indziej. 

Tak wygląda ślub w Wedding Center.  
Uroczystość około 20 min, zdjęcia 15 mim, zjeść i do domu. Jeśli bieżesz ślub kościelny to może uroczystość trochę dłużej trwać, ale schemat pozostaje bez zmian.Plus jest taki, ze w tym samym momencie odbywa sie tylko jeden slub a w jadalni sa tylko twoi goscie. 

                           Po lewej wejście do Wedding Center. 
                                        Po prawej sala ślubna.

Podoba się Tobie taka uroczystość? 

Ja sama mam mieszane uczucia.
 Sama sala i ta sesja przed ślubna naprawdę fajna sprawa.  
Natomiast te drzwi otwarte i hałas z zewnątrz do tego z tyłu rozmawiający, niezbyt zainteresowani uroczystością  wchodzący i wychodzący co chwiele goście.  Dla mnie to brak szacunku dla Młodej Pary. Taki chaos to mi się nie podoba. 
Na sama myśl o ślubie w Wedding Center ogarnia mnie frustracja z irytacją w jedynym. 

Buziak ! 

czwartek, 29 maja 2014

Muzycznie K - POP

Hej hej hej?

I co tam u Ciebie słychać ? Jak pogoda?

Mogę stwierdzić, że dzisiaj prześladują mnie Koreńskie piosenki bardziej niż zwykle. Zwłaszcza ta pierwsza która Tobie dałam do posłuchania. Ciebie dzisiaj też pomęczę Koreańską muzyką zwaną K-POP. Może one do najnowszych nie należą, ale Ja je bardzo lubię. 


" Love is the moment "  by 2am
Piosenka z dramy "The heirs"


     
"Seoul song"  
Ulubiona piosenka mojej mamy 

"Lonely" by 2ne1


To jest coś co Ja lubię, może Tobie się spodoba. Moja mama lubi taką muzykę, nawet razem oglądałyśmy dramy. I tak najbardziej urocze było to kiedy mama wołała mnie żebym puściłe jej "Seoul song" bo ją bardzo lubi.

Nie myśl sobie,że Ja zapomniałam o zdjęciach z nad rzeki. Mam tutaj kilka dla Ciebie. 

Widok z mostu, przy którym jest zejście.

Kamienie po których można przejść przez rzekę.
Zdjęcie zrobione z kamiennej ścieżki. 
Widok na most z którego robiłam pierwsze zdjęci
Pod mostem są ustawione ławki.
Świetne miejsce na schowanie się w upalne dni.

Widok na most z pierwszego zdjęcia
Tylko, że drugiej strony.
Zaraz po prawej są schody które często okupuje.
To właśnie w tym miejscu łapie WiFi.

Pokazałam Tobie kawałek Mojego ulubionego miejsca. 
Ściskam mocno ! 















czwartek, 22 maja 2014

Zawieszenie

Cześć !

O mamusiu, ale mnie tutaj długo nie było ! Wynikało to chyba z tego, że się zawiesiłam w czasoprzestrzeni czyli dopadł mnie obżydliwy i pasukdny leń. Tak lenistwo wstrętne paskudne lenistwo. Chyba jeszcze nigdy taki leń mnie nie dopadła, może dlatego, że zazwyczja miałam pełne ręce roboty. Już jestem i się już więcej nie dam omamić lenistwu. 
Co u mnie ? 
Momo miał kastrację  czyli tydzień z życiorysu, ponieważ trzeba było go pilnować dzień i noc. Tak dzień i noc ponieważ ten mały łobuz ściągał sobie swój klosz ochronny i mógł sobie szwy pozrywać. Na szczęście udało się nam go upilnować i wszystko jest super. Dlatego dwa Moje uszte łobuzy rozrabiają jak się tylko da. 

W minionych poniedziałek szwagier zrobił mi dzień szwagierki, czyli zabrał tylko mnie na zakupy i lunch. Mój mąż został w domu. Było super ! Poszliśmy kupić dla mnie kilka kosmetyków, a dla Isu poszukiwaliśmy dresów, lecz nic fajnego nie było. 
Lunch zjedliśmy w "California Spoon" jest to restauracja Japońska. Bardzo smaczna, ale nie za bardzo rozumiem co ma nazwa wspólnego z Japonią, ale to szczegół ;) 

 Nasze pyszności wspaniałości ! 

Na zakupach, przed wejściem do sklepu. 

Ze szwagrem zdjęcie z pasażu na ulicy, w sklepowym lusterku :)

Ja i śliczności czyli kawiarniany piesek :)

Chyba się polibiliśmy :) leżała mi na stopach  i podgryzała spodnie, bardzo fajna psinka :)

Dzisiaj w tym pięknym słonecznym dniu wybraliśmy się na spacer nad rzekę... Zastanawiam się gdzie Ja miałam rozum kiedy się ubierałam. Wyszłam sobie w długich spodniach. Masakra jakaś jest u mnie przed 16 a skwar jak nie wiem, szaleństwo!(pewnie kiedy czytasz mój list jest u Ciebie inna pora lub dzień, ale za to wiesz   w której części dnia pisałam do Ciebie) Chyba się pożegnam z długimi spodniami na jakiś czas bynajmniej w te słoneczne dni. Jest jakoś 30 stopni. Właśnie siedzę na schodach w cieniu drzew i piszę do Ciebie. Mam tutaj zasięg Wifi więc jest fajnie. Przed sobą mam rzekę i trasę pieszo-rowerową.  Po obu stronach rzeki, co jakiś czas rzekę przecinają ścieżki z kamieni, aby można było sobie po przeskakiwać na drugą stronę, bez wychodzenia do góry na chodnik i przechodzenia przez most przy smaochodach . 
Lubię tu przychodzić, lecz chyba będę wychodziła z domu jakoś o 16 a nie prze 14. Muszę się przestawić, że jak jest ciepło to ciepło, dobrze, że wiatr jest przyjemny i trochę chłodniejszy. 

Nad rzeką :) w sumie to naprzeciwko:) 

 A to jest to co widzę siedząc na schodach. 

Zdjęcia zrobione tabletem nie są najlepszej jakości, ale jak będę w domu to dodam te które ztobiłam aparatem. 

A co tam u Ciebie? Co ciekawego robiłaś przez czas mojego milczenia? Czytałaś coś fsajnego godnego polecenia ? 

Ściska mocno ! 

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Wielkanoc

Witaj !

Dzisiaj mam dla Ciebie krótkie sprawozdanie z Moich ulubionych świąt. Tak chodzi mi o Wielkanoc. Dla Mnie to najpiękniejsze dni w roku, tak jak dzień mamy i taty.
W sklepach nie ma szału świątecznego ani dekoracji jest zwyczajnie normalnie. W naszym domu tylko Ja się szykowałam na świąteczne śniadanie. Chciałam pokazać coś z naszej tradycji. Przygotowałam saładki, miałam jeszcze nasza szynke i kabanosy. Oczywiście jajko gotowane na które nie było chętnego do zjedzenia. Ja za jajkami gotowanymi nie przepadam, jak mogę to ich nie jem. Czasami zjem na miękko. No chyba, że mam zrobi w sosie musztardowym mniam mniam mniam! Jakoś je dziś wcianęłam. Zuch dziewczyna :) 

Upiekłam też babkę cytrynowa. Mowię, że to babka "nie babka" bo miałam z nią małe przygody:
1. Nie mam jeszcze babkowej blachy. Dlatego jest trochę płaska.
2. Okazało się  oczywiście po dodaniu, że masło do pieczenia jest słone. No to dodałam więcej cukru.
3. Nie miałam białego cukru to użyłam brązowego.
4. W przepisie było pół limonki. Oczywiście jej nie miałam, bo mogłam kupić jedynie cały worek. To dodałam więcej cytryny.
5. Na koniec no to nie miałam bółki tartej do opsypania blachy to użyłam koreańskiej panierki. Efekt dało taki sam co bółka tarta.
Takim sposobem powstała moja cytrynowa babka "nie babka". 

Cytrynowa babka "nie babka" wyszła pyszna ! 



Nasze Wielkanocne śniadanko, z tyłu obok babki są kolorowe mini baneczki.

 Insu tak się zajadał, że aż mu się uszy trzęsły. Z pełną buzią uśmiechnięty co chwile mówił, że czuje Polskę, że to smakuje jak w domu. Był zachwycony. Szkoda, że nie miał okazji być na święta w Polsce, ale wszystko jeszcze jest przed nami. Najadłam się jak prosiak. Mam nadzieje, że ty też :) 
Pierwszy raz od lat nie została zlana wodą na dzień dobry ! To wspaniałe móc się położyć spać bez wodnego uzbrojenia gotowego do odparcia ataku. 
Oczywiście zajączek nas odwiedził też. W sumie już przybył tydzień wcześniej z mamłym króliczkiem!  Moje małe słodkie Momo ma teraz kumpla bądź kumpele do towarzystwa. Zwie się Nurumdzi. 


Nurumdzi i Momo dwa małe kochane uszatki. 


Mój świąteczny króliczy box :) 

Kiedyś dostałam wierszyk na Wielkanoc i tam był ten tekst wesołego królika co po stole bryka. W tym roku to Ja mam nawet dwa i bardzo się cieszę z tego powodu. Moje dwa małe uszate łobuziaki! Poszliśmy wczoraj na spacer dziś z Insu na spacer, bo teściowa normalnie dziś do pracy. Tutaj chyba nie ma wolnego z okazji Wielkanocy. Później obiad z pozostałymi domownikami. I tak zleciały dwa świąteczne dni.

A Jak twoje święta ? 
Zajączek Ciebie odwiedził ? 

Ściskam mocno ! Pamiętaj, że zawsze jestem z Tobą !



poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Niedziela

Dzisiaj Niedziela w dodatku Palmowa. Już niedługo Moje ulubione święta :) Wielkanoc ! Swoją palemkę też zrobiłam, może nie jest taka tradycyjna jak w Polsce, ale zrobiłam ją z tego co miałam dostępne. Dlatego wczoraj wieczorem poszłyśmy z teściową na pachte narwałyśmy dla niej bzu i innych kwiatków.

Moja nietypowa palma. 
Może trochę bardziej przypomina bukieciek, ale jest ! 


Dziś z mężem i teściową byliśmy na tradycyjnym targowisku jest większe niż nasze w Gdyni Głównej, bynajmniej tak mi się wydaje. Było pełno sklepów i straganików z wszystkim. Od jedzenia przez meble po drobiazgi i kwiaty. 
Niemalże naprzeciwko targowiska jest moje ulubione miejsce w naszym mieście. Stuletnia wioska Hankmaeul położona w środku miasta, zachowana w tradycyjnym stylu, z pałacem króla. Uwielbiam to miejsce nawet jeśli jest przepełnione ludźmi. 
W tym miejscu znajduje się też Kościół Rzymsko- Katolicki.

Zdjęcia z targu i kościół. 
Następnym razem dam zdjęcia z Hanokmaeul.

Na obiedzie byliśmy na klopsikach. Mniam mniam mniam mniam ! Tak nam smakowały, że później kupiliśmy jeszcze w okienku na wynos. Były one podawane na długich patykach od szaszłyków. Sprzedawał je młody wesoły chłopak, który zagadywał nas i innych przechodniów aby kupowiali u niego klopsiki. To właśnie od niego mam te mega wielkie klopski do zdjęć. Jak myślisz czy wyglądają jak prawdziwe ? 

Obiad ! Klopsiki ! :)
 Oryginalna oczywiście nazwa jest inna, ale dla mnie to klopsiki. 

W restauracjach, restauracyjkach, knajpkach wolnostojących jak i w marketach. Często jedzenie które jest w menu stoi w witrynie Naprawdę wygląda jak prawdzie na pierwszej rzut oka. Sama dałam się złapać za pierwszym razem myśląc, że to prawdziwe. Lecz na prawdziwe wygląda zbyt idealnie. 

Tak wyglądała Nasza  niedziela.
 A Jak Tobie minoł dzień ? 

Całusy z wiosennej Korei :)

niedziela, 6 kwietnia 2014

Wiosna ! WioSnA (:

Przyszła... Przyszła do nas piekna wspaniała wiosna :) 
To Moja pierwsza wiosna w Korei. Odczekałam kilka dni i wybrałam się na sapecer. Słonko ładnie grzeje, ale powietrze jeszcze chłodne.

Ja też się na zdjęcie załapałam :)




Kilka ujęć wiosennych dla Ciebie ! 



piątek, 28 marca 2014

Placuszki - Racuszki

Witaj !

Dzisiaj z okazji postnego piątku w Mojej Koreańskiej kuchni powstały placuszki - racuszki bananowe z odrobinką wanilii oraz sosem z granatu posypane cukrem pudrem.
Sam pomysl zrobienia nie tradycyjnych jabuszkowych racuszków powstał kiedy chciałam zrobić racuszki z pomarańcza. Pomyślałam, że jak dodam pomarańcze to ciasto będzie rzadkie. Niepewna swoich wniosków postanowiła spytać się kolegi który jest dośwatczonym kucharzem. Potwierdził, że pomarańcza póści sok wiec lepiej zastąpić je innym. Podał mi dwa pomysły ananas, albo banany. Fanką anansu wibitnie nie jestem dlatego skorzystałam z babnanów i do tego sos z granatu bądź mango.
Takim sposobem powstał pomysł na racuszki bananowe z sosem z granata od siebie jeszcze oczywiście improwizując dodłam wanilie.

Jeśli chodzi o proporcje mleka i mąki to zawsze daje tak na oko wiadomo ciasto powinno być dość gęste.

Racuszki składniki :
-  2- 3 szklanki mąki
- mleko
- 1 jajko
- szczypta soli
- 1 łyżeczka proszeku do pieczenia
- proszek waniliowy - może być cukier waniliowy (Ja tu mam taki niesłodki proszek który wygląda jak cukier puder)
- 2-3 banany
- sok z cytryny
- olej do smażenia

Wykonanie:
Mąkę,jajko szczypta soli, proszek do pieczenia oraz cukierki waniliowy wyspałam do miski  mleko dodaje  stopniowo na przemian miksując bo ciasto powinno być dosyć gęste. Następnie obrane banany pokroiłam w cienką kostkę skropiłam je sokiem z cytryny, żeby nie zrobiły się czarne, dodałam je do ciasta,  wymieszałam.

Sos z granatu.
- 1/2 szklanki soku z granatu 
- 4 łyżki cukru pudru
- 3 łyżki soku z cytryny 
- wyłuskane ziarenka granatu
Ja mam sok z granatów swój domowy przygotowany dużo wcześniej w wielkim słoju przez teściową.

Wykonanie: 
Do rondelka wlałam sok z granatu, mieszając na małym ogniu dodałam cukier puder, aż się rozpuścił. Następnie przyszła kolej na  sok z cytryny i gotowałam, aż zgęstniej. Na samym końcu dodałam ziarenka granatu.

Ułożyłam racuszki na tależu polałam je sosem na koniec posypałam cukrem pudrem. Gotowe ! 
Racuszki -placuszki banaowe z odrobinką wanilii oraz sosem z granatu, posypane cukrem pudrem. 


Tak powstały placuszki - racuszki. Pierwszy raz zapisywałam dla kogoś przrepis zawsze robiłam to tylko dla siebie. Mam nadzieję, że z tej bazgraniny Tobie też wyjdą. 

Pozdrawiam serdecznie! A teraz lece na kolacje. 



niedziela, 23 marca 2014

"Chung Choon "!

"Chung Choon" czyli "Młodzi Ludzie" Restauracja mojego szwagra i jego wspólnika. Włoska przyjemność w Jeonju. 
Dzisiaj byłam ze szwagrem w pracy żeby pomóc. Jego koledzy nie wiedzieli,  że przyjde taka niespodzianka. Restauracja może nie jest duża. Lecz komplet ludzi był przez cały czas. Co chwile ktoś przychodził, potencjalni klienci czekali przy stoliku dla czekających, a niektórzy nawet stali przed drzwiami, żeby dostać stolik. Wszyscy z uśmiechem ciężko pracowali. Moją misją był zmywak, szykowanie mokrch ręczniczków do rąk dla gości  i przystawki. Szwagier się bał, że będzie mi ciężko. Lecz Ja jestem zaprawiona po hotelu w którym pracowałam. Tam często był sajgon. Szczerze to Ja lubie jak jest dużo pracy, a dotego pracę w restauracji bardzo lubię. 
Restauracje dziś zamykaliśmy wcześniej. Gdy ostatni klienci opuścili lokal zrobiliśmy sobie ucztę! Oczywiście królowała pasta i moja ulubiona sałatka. A Ja uwielbiam pastę, jestem makaronowym pochłaniaczem. 

Pyszności !

Po uczcie jeszcze posprzątaliśmy i wróciliśmy ze szwagrem do domu. Późne popłudnie spędziłam z Insu i pozostałymi domownikami. Podwieczór poszliśmy na obiad następnie oglądaliśmy w domu wspólnie kabaret oczywiście po Koreańsku. 
Zapomniałabym pogoda była śliczna jak do tej pory to był najcieplejszy dzień. 

A jak ty spędzasz niedziele ? 

Pozdrawiam i miłego popułudnia ! U mnie już jest późny wieczór. 

sobota, 22 marca 2014

Wielkie cięcie !

Hej ! 
 Kilka dni temu musieliśmy przeprowadzić wielkie cięcie. Czyli Momo miał obcinane pazurki. Nie powiem żeby to było łatwe i przyjemne zadanie, ale o maluszka trzeba dbać. Zakupiliśmy specjalne obcinaczki do paznokci. Obcinając paznokcie trzeba być ostrożnym bardzo łatwo jest sprawić ból. Zaczęliśmy się zastanawiać jak temu maluszkowi obciąć paznokcie bo on taki róchliwy jest. Na różnych forach czytałam o różnch metodach trzymania króliczka. Na jednym mówili, że trzeba chwycić delikfenta pod Paszki i położyć na pleckach, na innym forum pisali o jakimś dziwnym chwycie tak żeby zwierzak nie widział obcinaczki. Kolejne forum pisało, że najlepiej jak jedna osoba trzyma a druga szybko obcina. Były różne opinie i komentarze. Jedna osoba pisała, że gdy obcina króliczkowi paznokcie to goni go po całym domu. Ta wizja wydawała się niezbyt przyjemna dla obu stron. 
Trochę zszokowana i przestraszona w końcu musiałam się do tego zabrać podstawową niezbędną wiedzę już miałam. 
No to czas start. 
Próbowałam metod wyczytanych na forum... Żadna nie działała. Momo był przestraszony i się wykręcał. Znaleźliśmy z mężem własny sposób. 
Najważniejsze daliśmy Momo obcinaczki do powąchania troszku je popodgryzał, bo w końcu musi poznać narzędzie zbrodni. Następnie głaskaliśmy go aż się położył, odstresował dał się chwycić za łapkę i odsłonić futerko. Po czym paluszek po paluszki było cięcie. Kiedy miał dość dostawał porcje buziaków i przytulasków oraz obcinaczki do powąchania. Takim oto sposobem pierwsze cięcie przeżyliśmy bez krwawego scenariusza. Zastanawiam się kto był bardziej zestresowany Momo czy My. Oczywiście nie obeszło się bez nagrody w postaci marchewki dla dzielnego pacjenta :)

Na zdjęciu wielkie cięcie oraz dwa ujęcia z cyklu
 "Momo śpi nie przeszkadzaj!"

Z Momo mamy dużo śmechu, jego pozycje kiedy śpi są coraz śmieszniejsze. Na dodatek ma on swoje hobby budzić mnie  codziennie przed 5 rano tylko po to żeby go ugłaskać do snu. 


Jak tam u Ciebie ? Wiosna już do was zawitała ?

piątek, 7 marca 2014

Tofinek!

Hej!  
Jakiś czas temu czytałam na blogu "W Korei i nie tylko", że tutaj można znaleźć Tofinek firmy Tago. Po przeczytaniu posta o tym poszukiwałam Tofinka w swoim mieście. Efekt poszukiwań był marny. Wyobraź sobie, że kilka dni temu znalazłam Tofinka na biurku u mojego szwagra! Normalnie nie mogłam w to uwieżyć ! Kiedy wieczorem wrócił do domu pierwsze co to się pytałam gdzie kupił Tofinka. Okazało się, że nabył owy nasz przysmak w innym mieście. Był bardzo zdziwiony dlaczego tak bardzo się tym interesuje. Jak mu powiedziałam, że jest z Polski zrobił wielkie oczy. Sam stwierdził, że potrzebujemy więcej. W sklepach u nas nie ma. To co tu zrobić ?  Chłopaki zamówili pyszne 24 szt. Tofinka z internetu:) 

Nasza Tofinkowa kolekcja :) 

Ściskam mocno! Miłego dnia ! 

Ps. Wyobraź sobie, że u nas wczoraj ścieg padał. Od kilku dni jest słonecznie, ale bardzo mroźnie i chłodny wiatr. 

czwartek, 27 lutego 2014

Tłusty czwartek

Posiadał nam Bartek, że dziś tłusty czwartek!

Skoro dziś jest tłusty czwartek to i w Mojej koreańskiej kuchni zrobiło się dziś Polsko. Przygotowałam dla nas chruściki znane też jako faworki. Muszę się przyznać, że to mój ulubiony przysmak w tłusty czwartek. Zawsze się czeka cały rok na ten jeden dzień żeby zjeść chruściki. 
Jak zaczynałam dziś szykować ciasto na nie to InSu powiedział żebym za dużo nie robiła. Wcześniej dostałam przepis od mamy i zrobiła według niego. Wyszła mi cała miska chruścików, z czego mój wspaniały mąż zjadł sam prawie połowę. Co chwilę powtarzał, że naprawdę kocha chruściki. 
Szwagier widział na facebook-u zdjęcie chruścików i jak przyszedł z pracy to już od progu wołał gdzie są ciasteczka. 
Bardzo się cieszę, że im smakują nasze tradycyjne jedzenie. Mogę powiedzieć, że tłusty czwartek w mojej koreańskiej rodzince się przyjął.  Miały też być pączki, ale nie znalazłam wszystkich składników, muszę lepiej poszukać.

Moje dzisiejsze pierwszy raz w życiu samodzielnie zrobione chruściki-faworki. 

Kiedy byłam młodsza mama smażyła chruściki w środę wieczorem. Żeby były już na czwartek gotowe. Moja kochana siostrzyczka z braciszkiem z tytułu, że jestem najmłodsza zawsze wysyłali mnie żebym zakradła się wieczorem do kuchni i zwinęła z miski kilka sztuk dla nas bo się już nie mogliśmy doczekać do rana. Mama rano się śmiała, że w nocy myszki wyjadły chruściki.

Jak Twój tłusty czwartek ? Masz jakieś specjalne wspomnienie z tego dania ? Mam nadzieję, że zjadłaś pączka bądź chruścika-faworka :) 

niedziela, 23 lutego 2014

Nocne podjadanie

To, że lubie jeść nie jest tajemnicą. Zresztą jak i moje nocne podjadanie. Pamiętam jak u Mojej Najlepszej Przyjaciółki (Margarita mówię o Tobie) zabierałyśmy kanapki z masłem orzechowym do pokoju na po tem, żebym miała co przeksić w godzinach wieczornych.

Tutaj też podjadam a raczej się objadam :p bywa u nas tak, że o północy jedziemy po pizzę. Wczoraj wieczorem poszliśmy do sklepu. Ja wybrałam dwie tabliczki czekolady i makkeolli.
Makkeolli to najstarszy koreański alkohol (wino) robiony na bazie sfermentowanego ryżu, przenicy i wody. Ma ono 6-8% alkoholu jest nie filtrowane, jest w nim jeszcze kwas mlekowy oraz niektore bakterie z jogurtów i witaminy.  Oryginalnie podaje się go w miseczkach żeby osad który opada na dno można było łatwiej wymieszać. Cena jego jest niewielka. Ja swoją butelkę wczoraj kupiłam za 1500 KRW czyli jakieś 4,50 zł. Moja teściowa za nim nie przepada, ale czasami wypije. Ja lubie Makeolli dla mnie jest po prostu smaczne i troszku musujące. 
Dostaliśmy od naszego Pana który zawsze pracuje na nocna zmianę dwa burgery. On nam zazwyczaj cos daje. Chyba nas po prostu lubi.  Ja w ramach podziękowania znoszę mu swoje wypieki. 

Nasz sklep "7eleven" blisko domu 1min drogi. Burgery od Pana, czekolada i Makkeolli w butelce i po wlaniu do szklanki. 

Kilka dni temu oczywiście wieczorem, wybraliśmy się z mężem coś zjeść i trafiliśmy na grlia. Naszym daniem były  plastry boczku które sobie sami usmażyliśmy, do tego podano nam kilka przystawek. Krótko mówiąc uwielbiam w Korei to, że mogę mieć grila cały rok ! 

Ten żółty płyn w rynience na jednej połowie przy boczku to będzie jajecznica. 

Dzisiaj wieczorem nocne obrady w kuchni z teściową, która  wyciągnęła worek fistaszków i orzechy włoskie. Ja podałam dwie puszki piwa i było nam miło. InSu też się do nas dołączył , szwgier w salonie włączył olimpiade i zrobiło się zabawnie. Teściowa była w szoku jak rozgniatałam orzechy włoskie w rękach. A Ja z dumą powiedziałam, że Mój Tatuś mnie tego nauczył.

Mała puszka piwa orzeszki i wodorosty. 

Trochę z nas takie nocne marki, ale lubię jak siedzimy tak razem. Przypominają mi się wtedy wieczory spędzone z Moja Mamusią. Najlepsze były niedziele bo puszczali wieczorem "Kości” gdy tylko się pojawiła pierwsza reklama to my do kuchni po coś na ząb i dalej do oglądania.
Wieczorami lubie też puzzle pouklpładać i zjeść owoce. Ale po prostu posiedzieć z Momo i poczytać, lub oglądnąć film z InSu. Tak to z wieczorami bywa u mnie.

A Ty jak spedzasz swoje wieczory? 

piątek, 14 lutego 2014

Walentynki

Walentynkowo też jest w Korei w witrynach sklepowych serduszka, w restauracjach promocje dla par. Czyli tak jak w Polsce. W marketach poustawiamne dodatkowe stoiska z ciasteczkami, czekoladkami, natonikami, lizaczkami, misjami pełno słodyczy. Panie ekspedientki pakuja uroczo w serduszkowe papiery wybrane słodkości. 
Jedna różnica która żucająca się w oczy. Tylko Kobiety gromadzą się wokół stoisk i kupują czekoladki. Nie dlatego, że Panowie zapomnieli bądź kupią kwiatka. Lecz dlatego, że w Korei  14 lutego to Panie wręczają Panom czekoladki. Niektórzy kupują czekoladki a inni tworzą coś w domu.
InSu i Ja nie jesteśmy fanami walentynek. Dla mnie to okazja do upieczenia czegoś, miał być tort czekoladowy, a wyszły ciasteczka. Ponieważ nie mogłam znaleźć skladników. 
 Tak czy siak InSu  się bardzo ucieszył z ciasteczek :) 


To Moja słodka paczka zrobiona dla męża :) 

14 marca role się zamieniają i to Panie są o obdarowywane czekoladkami. 
Koreańczycy również pomyśleli o ludziach samotnych którzy też mają swój dzień 14 kwietnia zwany Czarnym Dniem. Tego dnia samotni zamiast czekoladek powinni zjeść czarne nudle (jajangmyeon przyrządzany z czarnej fasoli podawany z makaronem) z nadzieją na szybkie znalezienie miłości swojego życia. 

Tak z innej beczki to u nas w mieście nadal brak śniegu. Za to jes mroźno. Chcieliśmy ulepić bałwana, lecz nici z tego. Chyba pozostło mi czekać aż przyjdzie Moja kochana Wiosna i będzie pięknie zielono oraz kwitnąco ! :D

wtorek, 11 lutego 2014

Kimbap

Długo do Ciebie nie pisałam. Muszę się przyznać, że nie miałam weny twórczej, a może z lenistwa, albo przez Momo :p bo cały czas z nim siedzialam :) 

Ostatnio z teściową przygotowałyśmy Kimbap.
Kimbap to tradycyjne bardzo popularne danie kuchni Koreańskiej. Smaczne, sycące i zdrowe! Można go jeść praktycznie na każdą okazję: na śniadanie, lunch, jako przystawka do obiadu. Często zabierany na pikniki czy drugie śniadanie do szkoły bądź pracy. InSu mowi, że kimbap jest tak popularny jak w Polsce kanapki które osobiście uwielbia. 

Przygotowuje się go z prasowanych wodorostów, ryzu , paluszków krabowych, tuńczyka, podsmazonej szynki, bądź mięsa mielonego. Dodaje się też awokado, marchewkę, piklowaną rzodkiew, ogórka świeżego, jajka usmazone jak naleśniki, kimchi. Ja lubię dodać jakieś zielsko. Do smaku również dodaje się majonez. Wszystkie te składniki  są krojone w podłóżne paski ( oprócz ryżu,wodorostów). Rodzajów tego dania jest bardzo wiele. Mój ulubiony kimbap jest z tuńczykiem majonezem, piklowaną rzodkiewką, jakimś zielskiem typu sałata czy coś takiego,jajko, może też być paseczek szynki podsmażonej. 


Kimbap etap produkcyjny :) ten przygotowany przez teściową, żebym mogła zrobić zdjęcia :)

Ogólnie to tutaj są restauracje(niektóre są nawet otwarte całą dobę)  których głównym daniem właśnie jest kimbap. Cena jednej porcji jest mała, więc można się najeść za niewielki pieniądze. 
Lubię przygotowywać kimbap w domu, sprawia mi to frajdę. Zazwyczaj to gotuje z teściową razem zawsze raźniej i jednocześnie się uczę. Przyjemne z pożytecznym !
Kiedy chłopaki przyśli zjeść z nami to szwagier stwierdził "Koreański egzamin zakończony sukcesem !". Jak On coś czasem powie to tylko siedzieć i się śmiać. Natomiast InSu się pytał mnie i teściowej cKiedy chłopaki przyśli zjeść z nami to szwagier stwierdził "Koreański egzamin zakończony sukcesem !". Jak On coś czasem powie to tylko siedzieć i się śmiać. Natomiast InSu się pytał czy mamy więcej na późniejc zy mamy więcej na później.


A oto Mój kimbap. Jak widać w moim wykonaniu nie jedną ma minkę z czego teściowa się wszyscy uśmialiśmy. 
Taki wydaje mi się samczniejszy! :p